Podziękowania... i "podziękowania"

Nawiązując do poprzedniego posta - dziś coś o tym, jak pomagali i próbowali mi pomagać w problemach uczuciowych ludzie z mojego otoczenia.

Napiszę głównie o okresie między 29 a 35 rokiem mojego życia - wcześniej kłopoty miłosne nie były wśród najważniejszych spraw i nie szukałem pomocy od innych; natomiast później - moje problemy stały się znacznie bardziej złożone i trudne niż zwykłe "nie potrafię poderwać dziewczyny i brakuje mi tego".

Specjalne słowo o koleżankach. Kiedy jeszcze nie miałem żadnych doświadczeń seksualnych ani bliskości, prawie każda z nich mogła mi pomóc - wystarczyło, żeby się ze mną przespała albo okazała mi zainteresowanie. Nie stało się to. Sam ten fakt czynił otrzymywaniu rad niezręcznym: oto mogły istotnie pomóc na moje problemy, ale tego nie robiły.

Mimo tego dziękuję dziewczynie kumpla, Monice, która kiedyś położyła mi rękę na przedramieniu, kiedy czułem się fatalnie. To jedyne, co dla mnie zrobiła - kropla w morzu moich potrzeb - ale to i tak więcej, niż ktokolwiek inny wtedy.

Szczerze chciałem podziękować kobietom, z którymi zdobywałem doświadczenia seksualne; mimo, że były to relacje za pieniądze, i nie jesteśmy sobie nic winni - było to jednak dla mnie bardzo ważne.
Dziewczynie, z którą po raz pierwszy zdobyłem doświadczenie leżenia nago obok siebie. Nie pamiętam Twojego pseudonimu - ale spotkanie z Tobą było dla mnie wyjątkowe.
O., masażystce, z którą po raz pierwszy w życiu uprawiałem seks.
M., uroczej nimfomance, która pierwsza spędziła całą noc śpiąc ze mną razem w łóżku. (było beznadziejnie. Nie mogłem zasnąć i wstałem całkowicie niewyspany. Ale bardzo się cieszę, że zdobyłem to doświadczenie)

Dziękuję osobom, które potrafiły mi udzielić wsparcia. Objąć ramieniem, zapytać, udzielić empatii. Jak koledze Adamowi, który się tego w pewnym momencie nauczył. To rzadkie.

Ogólnie moje problemy - nie tylko te - były bardzo często ignorowane i niedoceniane. Kręcono na nie nosem, unikano słuchania o nich. Ale może nie powinienem winić za to ludzi, kiedy sam ich nie doceniałem i ignorowałem (napisałem o tym posta tutaj). Dlatego zostawię to bez wytykania komukolwiek.

"Podziękowania" dla osób, których uważałem za przyjaciół, a dla których prawdopodobnie zupełnie nie miałem znaczenia. Jak dla kolegów, którzy w klubie ze striptizem użalali się nad kłopotami uczuciowymi jednego z nich, nie mówiąc ani słowa o moich, które były dużo gorsze. Byłem w szoku; ale może potrzebowałem tej lekcji.

Wyobrażam sobie, że ktoś mógł dla mnie spełnić funkcje katalizatora. Zapoznać z innymi osobami, z któryś która może uczyni jakąś zmianę w moim życiu. I tu - owszem, ludzie zapraszali mnie na imprezy. Ale nic to nie daje osobie, która nie potrafi na tym skorzystać.

Serdecznie "dziękuję" tym wszystkim ludziom, którzy udzielali mi dobrych rad. Mówić jest łatwo, tanio i wygodnie. Prawie żadnym kosztem można sobie zapewnić złudzenie, że się pomaga. Dużo trudniej jest zapytać później o efekty. Jeszcze trudniej - towarzyszyć podczas realizacji. Nie daj Boże, można by odkryć, że Twoje rady nie działają.

Dlatego specjalnie wspomnę koleżankę Asię, która - mimo że mi nie pomogła, i do tego miała dziwne i krzywdzące poglądy na temat kłopotów psychicznych - to jednak miała odwagę mnie zaprosić na spotkania i mi towarzyszyć.

Szczególne miejsce w moim sercu ma tu pokazywanie "zobacz, ja robię tak". Jest to jedna z najniższych i najmniej użytecznych form rady. Tak w sprawach uczuciowych, jak w wielu innych. W przypadku fizycznych ruchów jest nawet tak, że ludzie mają mniejszą lub większą wrodzoną zdolność powtarzania ruchu, który pokazuje ktoś inny. Jeśli mają niską - takie pokazy są dla nich mało użyteczne.

"Podziękowania" dla ludzi, którzy odnosili sukcesy z kobietami, i zwracałem się do nich po radę, a oni nie potrafili przekazać mi żadnych umiejętności.
Może nie powinno mnie to zaskakiwać. Jak świat długi i szeroki, ludzie, którym się coś uda wnioskują, że w takim razie a) rozumieją, jak to działa i b) potrafią tego nauczyć. Żadna z tych rzeczy nie musi być prawdą. A ponieważ prawie każdy ma jakieś udane doświadczenia uczuciowe, prawie każdemu wydaje się, że się zna. Jak Polacy i polityka.
Ale też - podobnie jak ludzie, o których napisałem wyżej - ograniczali się do rad i rozmowy. Nikt nie przeszedł się ze mną na imprezę mnie obserwować.

To nie wszystko. Ale na razie koniec.

And now more than half of my life is through
I have saved the least for last and it is for you