Posty

Wrzesień

Ostatni stan: Nadal zero zainteresowań i chęci do życia. Wszytko co robię lub mogę zrobić nie ma dla mnie znaczenia. Poza tym różnie - od bólu psychicznego do prawie pozytywnej rezygnacji. Bardzo silne poczucie izolacji od ludzi (przede wszystkim dlatego, że oni są żywi - mają jakieś chęci i pragnienia) i osamotnienie. Mam jeszcze pomysły, ale czuję się zniechęcony i rozczarowany.

Nienawiść do siebie i wstyd

Obraz
Obejrzałem na YouTube film opowiadający o tym, jak ciężko jest leczyć nienawiść do siebie. Temat mi bliski. Wielokrotnie w życiu doświadczałem wybuchów skrajnej pogardy i obrzydzenia względem siebie. Dużo elementów wydaje mi się znajomych (choć niektóre są zupełnie obce): Jak wstyd jest powiązany z lękiem przed odrzuceniem. Jak zbytni nacisk terapeuty na zmianę sposobu myślenia i dyskutowanie z uczuciami pacjenta psuje relację, a nawet może powtarzać te same doświadczenia, który doprowadziły do powstania nienawiści. Transferencja: w kontakcie z osobą, którą nie znosi i nie akceptuje samego siebie, terapeuta też może zacząć - czasami nie zauważając tego - nie lubić danej osoby. Czy tak się stało z moją pierwszą terapeutką? Czy też po prostu była pozbawiona empatii? Nawet mnie zastanawia, dlaczego tak dużo rzeczy moge odnieść do siebie, mimo że moje dzieciństwo było zupełnie inne, niż wspomnianych osób. Uważam je za szczęśliwe, a relacje z rodzicami - za bardzo dobre (do lat nastoletnich

Terapia a samotni mężczyźni

Odkładając na chwilę na bok moje obecne załamanie i przygody z tym związane, spojrzałem wstecz na moje wcześniejsze doświadczenia z terapią - i doszedłem do wniosku, że system zdrowotny jest całkowicie nieprzygotowany na pomoc mężczyznom, którzy nie odnieśli sukcesu z kobietami. "Udaj się na terapię" - słyszę. Tymczasem prawda jest taka, że nikt, lekarze ani terapeuci, nie ma narzędzi, planu, ani doświadczenia do pracy z takimi pacjentami. Zaczynając od lekarza, który "nigdy nie używał Tindera, ale jest przekonany, że powinienem mieć większe powodzenie", przez seksuologa, który "jest pewien, że mi się uda, bo jestem konsekwentny", po terapeutę, który rozkładając ręce mówi, że "gdy ktoś jest bez przerwy odrzucany i nie dostaje żadnej informacji zwrotnej, to nie ma z czym pracować" (co przynajmniej brzmi prawdziwie). I co mam powiedzieć innym osobom, które mają podobne problemy?

Płynie z tego nauka?

Zastanawiam się, jakie wnioski można wyciągnąć z mojej dotychczasowej historii. Nie sam dla siebie - nie jestem w stanie zobaczyć żadnej sensownej przyszłości, więc też nauki na przyszłość nie mają dla mnie wartości. Ale czy ktoś inny może wyciągnąć coś przydatnego z moich doświadczeń? Mi przychodzą do głowy dwie rzeczy. Po pierwsze - przykry wniosek, że niepowodzenia uczuciowe mogą zabrać Ci wszystko. W roku, w którym wróciłem do randkowania, miałem satysfakcję z pracy i radość z hobby. Straciłem obie te rzeczy, i nie odzyskałem ich mimo upływu ponad czterech lat. Czytałem kiedyś poradę dla osób, które nie mają powodzenia u kobiet: "zajmij się sobą. Znajdź rzeczy, które Cię interesują, zajmij się nimi, zbuduj swoje życie. Nie tylko staniesz się bardziej atrakcyjny, ale nawet jeśli nigdy nie odniesiesz sukcesu z kobietami, będziesz miał siebie". Brzmi pozytywnie i uważałem to za sensowne podejście. Z pierwszą częścią się nadal zgadzam - uporządkowanie reszty swojego życia czy

Podziękowania... i "podziękowania"

Nawiązując do poprzedniego posta - dziś coś o tym, jak pomagali i próbowali mi pomagać w problemach uczuciowych ludzie z mojego otoczenia. Napiszę głównie o okresie między 29 a 35 rokiem mojego życia - wcześniej kłopoty miłosne nie były wśród najważniejszych spraw i nie szukałem pomocy od innych; natomiast później - moje problemy stały się znacznie bardziej złożone i trudne niż zwykłe "nie potrafię poderwać dziewczyny i brakuje mi tego". Specjalne słowo o koleżankach. Kiedy jeszcze nie miałem żadnych doświadczeń seksualnych ani bliskości, prawie każda z nich mogła mi pomóc - wystarczyło, żeby się ze mną przespała albo okazała mi zainteresowanie. Nie stało się to. Sam ten fakt czynił otrzymywaniu rad niezręcznym: oto mogły istotnie pomóc na moje problemy, ale tego nie robiły. Mimo tego dziękuję dziewczynie kumpla, Monice, która kiedyś położyła mi rękę na przedramieniu, kiedy czułem się fatalnie. To jedyne, co dla mnie zrobiła - kropla w morzu moich potrzeb - ale to i tak więc

Flirt

Czasami się zastanawiam, czy to brak umiejętności flirtowania odpowiada za wiele moich niepowodzeń uczuciowych. Jest to o tyle trudne, że właściwie nie wiem, co znaczy "flirt", i czy umiem, czy nie. Jeśli nie potrafię i rzeczywiście jest to przyczyną niepowodzeń - to niesamowicie okrutne, żeby coś tak trywialnego mogło powodować życiową tragedię (to nie moje słowa). W moim przypadku - ponad dwudziestoletnią deprywację uczuć i bliskości; wieloletnie PTSD; wewnętrzną śmierć. Kiedy próbuję się nad tym logicznie zastanowić, to wydaje mi się, że: mogę nie mieć dobrego języka ciała. Tak właściwie - to większość czasu nie mam pojęcia, co robi moje ciało... nic nie wyolbrzymiam (kiedyś trochę. Ale przestałem, bo nie było to zgodne ze mną) nie umiem dotykać innej osoby w sposób, który nie wydaje się sztuczny ( to na pewno ważne w niektórych kulturach. Ale czy w naszej? Nie jestem pewien) przez długi czas miałem kłopot z bezpośrednim powiedzeniem kobiecie, że jestem nią zainteresowany.